Rozdział 15
Po
spuszczeniu wody w toalecie dokładnie umył dłonie i osuszył je małym, kolorowym
ręczniczkiem. Kiedy wychodził z pomieszczenia wydawało mu się, że słyszał
zamykanie drzwi na piętrze. Czyżby Iwa zrobiła sobie nocną przechadzkę do
kuchni? Odruchowo pomacał się po kieszeniach dresów, by sprawdzić, czy ma ze
sobą telefon. Cholera, musiał zostać w kuchni. Pomyślał, po czym ruszył do tego
miejsca. Mijając salon modlił się by tylko go tam nie zostawił, bo jeśli Iwa
zobaczyła jego wiadomości, to jest przegrany na całej linii. Dopiero po chwili
przypomniał sobie o blokadzie, którą założył kilka dni temu i w duchu
pogratulował sobie bystrości. Przecież nie mógł powiedzieć Iwie od tak, że jej
ojciec zginął w wypadku…
Do
zaspanego umysłu Iwy zaczęły docierać pierwsze dźwięki melodii ustawionej na
budzik. Niezgrabnie przewróciła się na lewy bok i sprawnym ruchem dłoni
wyłączyła znienawidzony utwór. Odwróciła się twarzą w stronę sufitu i przetarła
pięściami zaspane oczy. Po chwili postawiła stopy na zimnych panelach i podniosła
się z jeszcze ciepłego łóżka, które po chwili schludnie pościeliła. Przez
moment przyglądała się ładnie ułożonym poduszkom, gdy przypomniała sobie o
wiadomości, którą miała okazję przeczytać kilka godzin wcześniej. Sen nie
przysunął na myśl żadnej, choćby nawet najmniejszej podpowiedzi dotyczącej
wiadomości i tajemniczej dziewczyny, przed którą obaj panowie coś wyraźnie
ukrywali. Miała ochotę iść do Adama, a nawet do jego i ojca i jeśli zajdzie
taka potrzeba paść na kolana i błagać o podanie rozwiązania tej zagadki.
Jednocześnie nie chciała zdradzić tego, że ową wiadomość, a raczej jej kawałek,
przeczytała.
Na
śniadaniu, które tym razem nie było zbyt ambitne, ponieważ były to zwykłe
płatki z mlekiem, ponownie nie było Adama, lub po prostu chciał, żeby Iwa myślała,
że go nie ma. Tym razem, jednak faktycznie go nie było, ponieważ gdy odkładała
pustą miskę do zlewu, usłyszała charakterystyczny szczęk zamka w drzwiach,
który oznajmił przybycie brata.
Na
wyjaśnienia nieobecności nie musiała długo czekać, gdyż sam strój, w jaki
chłopak był ubrany wyrażał więcej niż tysiąc słów. Przepocona do suchej nitki,
szara koszulka i krótkie, dresowe spodenki, wyraźnie mówiły, że Adam był po
prostu pobiegać. Iwa zlustrowała go od stóp do głów, by po chwili posłać mu zdziwioną
minę.
-Nie spodziewałaś się, że w końcu
wezmę się za siebie, prawda?- powiedział, po czym wyszczerzył się w stronę
stojącej nieopodal siostry. Zgarną zwinnym ruchem stojącą na blacie butelkę
wody i ścierając pot z czoła koszulką przeszedł w kierunku salonu, by tam
zmęczony treningiem móc opaść na jeden z foteli. Dziewczyna posłała za nim
rozbawione spojrzenie, by za chwilę zacząć przyglądać się bratu badawczo.
Chciała sprawdzić, czy może jakieś nietypowe dla niego zachowanie go zdradzi. Sam
w sobie trening z rana był czymś dziwnym dla tak leniwej osoby jaką jest jej
brat, ale postanowiła mu to wybaczyć, i uznała, że naprawdę chce się wziąć za
siebie.
Tak się zamyśliła, że nawet nie zauważyła,
kiedy Adam opuścił pomieszczenie. Szybko rozejrzała się dookoła, po czym do
głowy wpadł jej całkiem ciekawy pomysł. Pójdzie na zakupy! Oh, jak dawno tego
nie robiła! Sprawdziła, jak ma się stan jedzenia w lodówce i starając się
zapamiętać wszystko czego brakuje, ruszyła do drzwi wyjściowych, uprzednio
krzycząc do brata, o jej wyjściu, na co dostała niezrozumiałą odpowiedź. Chwilę
stała w miejscu, nasłuchując kolejnej nadchodzącej odpowiedzi, ale nic takiego
się nie stało, dlatego z pogodną miną wyszła z domu.
-----------------------------------------------
-----------------------------------------------
Musiał
pobiegać. Po prostu musiał wyrzucić ten cały natłok myśli z głowy, bo
stwierdził, że inaczej nie wytrzyma i eksploduje. Nie wyobrażał sobie, że
podczas z jednej z ich codziennych rozmów przerwie jej i powie: Iwa, twój
ojciec zginął w wypadku. Jak się z tym czujesz?
Po szybkim prysznicu i przebraniu
się w świeże ubrania, zbiegł po schodach do kuchni, by tam zabrać z kosza no
owoce piękne, zielone jabłko. Gdy zjadł owoc, postanowił zrealizować plan,
który już od dłuższego czasu monotonnie układał. Chciał, by każdy szczegół był
dopięty na ostatni guzik, tak by nic nie przeoczyć. Przemyślał wszystkie możliwe sytuacje, był gotowy nawet błagać by poznać odpowiedź na dręczące
go pytania. Rozważył jeszcze raz, ostatni, każdy szczegół, po czym założył buty i wyszedł nie zamykając drzwi na klucz, w obawie przed powtórzeniem się
ostatniej sytuacji, nerwowo przeczesał włosy i ruszył w
prawą stronę od ich domu.
Muzyka
Wędrówka nie zajęła mu dużo czasu.
Śmiem twierdzić, że nawet mniej niż dwie minuty. Gdy stanął przed pięknymi,
białymi drzwiami wejściowymi poczuł jak ręce zalewa mu zimny pot, a żołądek
skręca się ze zdenerwowania. Szybko przetarł czoło, po czym zastukał kołatką
dwa razy i nieznacznie się odsuną, tak, by przypadkiem nie dostać otwieranymi
drzwiami. Po chwili, gdy usłyszał przekręcanie klucza, na moment zesztywniał, i
nie był w stanie powiedzieć jak się nazywa i gdzie się znajduje. Na szczęście,
szybko oprzytomniał, po czym przybrał poważną minę, a z głowy wyrzucił
wszystkie złe scenariusze. No, bo przecież co złego mogło się wyda…
-Dzień dobry, mogę w czymś pomóc?-
W progu stanęła delikatnie uśmiechnięta, kobieta w prostej, brzoskwiniowej
sukience do kolana oraz finezyjnie upiętym koku. Czyżby pomylił adresy? Nie, to
niemożliwe, przecież on mieszka tylko dom obok! Chyba, że poszedł w złą stronę?
Upewnił się, że nie pomylił adresu patrząc na dom, z którego wyszedł. Wiedział,
że jest we właściwym miejscu, tylko, co na, boga, robiła tu ta kobieta?
-Przepraszam? Zgubiłeś się może?-
Kobieta popatrzyła na niego tak przenikliwym spojrzeniem, że miał wrażenie, że
stoi przed nią nagi. Szybko odchrząknął i już zbierał się do odpowiedzi, gdy z
wnętrza domu usłyszał głos osoby, z którą tak chciał się teraz spotkać.
-Eee, nie!- Podrapał się nerwowo po
karku, po czym kontynuował- Jest może Ja..John?
Chwilę
później siedział już na żółto-pomarańczowej, stylowej sofie i czekał na
przyjście Johna, który, jak to powiedziała kobieta, wyszedł coś załatwić.
-Chcesz może coś do picia, mój
drogi?- Popatrzył na kobietę nieprzytomnym wzrokiem i grzecznie odmówił. Czas
okropnie się dłużył, a wskazówki zegara zdawały się z niego kpić. Przez chwilę
bał się o to, co pomyśli Iwa, gdy zauważy, że ponownie zniknął, ale szybko
pozbył się tego uczucia, ponieważ ponownie tego dnia usłyszał jak przekręca się
zamek w tych pięknych, białych drzwiach. W gardle stanęła mu gula wielkości
pestki awokado, która za żadne skarby nie chciała ustąpić. Ponownie przybrał
minę niewyrażającą zupełnie niczego i niecierpliwie oczekiwał, aż John raczy
łaskawie wejść do salonu. Jego nieme błagania zostały nagle wysłuchane i do
pomieszczenia wszedł nie kto inny jak John we własnej osobie. Jeśli był
zdziwiony swoim niespodziewanym gościem w ogóle tego nie pokazał. Nawet oczy
miał dziwnie puste, i przez myśl mu przeszło, że to nie ten sam chłopak, z
którym tak często spotyka się Iwa. Bez zbędnych ceregieli chłopak zrobił dziwny
ruch głową, który, jak Adam się domyślił, miał oznaczać coś w stylu: Ej, mój
pokój jest na górze idziesz, czy nie?
Poszedł.
Ponownie siedział, tym razem na metalowym, czarnym łóżku z równie czarną, ale
już nie metalową pościelą. Johna nie było ponownie, tylko dlatego, że stwierdził,
iż musi się odświeżyć. Zrozumiał. Czekał już od dobrych dziesięciu minut, gdy w
końcu jaśnie pan raczył się pojawić. Nie spodziewał się tego, co nastąpiło
kilka sekund później.
-Wiedziałem, że się tu zjawisz, ale
nie wiedziałem, że podjęcie decyzji zajmie ci aż tyle czasu.- powiedział, nie
po angielsku, jak Adam myślał, a po polsku. Chłopak nawet nie usiłował ukryć
swojego zdziwienia.
-No więc, mów, pytaj o to, co
chcesz wiedzieć.- Gdyby Adam nie popatrzył na usta Johna, czy może raczej
Janka, myślałby, że nie usłyszał tych słów, że musiało mu się wydawać. Opuścił
głowę i wbił wzrok w podłogę tak, jakby nagle stała się najbardziej godną uwagi
rzeczą w tym pomieszczeniu.
-Co…, Co się stało po tym… po tym
jak spotkałem cię tamtej nocy w klubie?- wydusił z siebie, po czym zwrócił
wzrok w stronę swojego rozmówcy.
-Naprawdę chcesz wiedzieć wszystko?- Zrobił rozbawioną minę,
jednak trwała ona tak krótko, że równie dobrze Adam mógł ją sobie wymyślić. Nie
mógł sobie wyobrazić tego samego chłopaka z jego siostrą śmiejących się wniebogłosy. W tym momencie było to po prostu niemożliwe.
-Powiedz mi…, Dlaczego okłamujesz
Iwę? Od samego początku waszej znajomości karmisz ją kłamstwem, a ona jak małe,
zagubione dziecko ufa ci, we wszystko co jej powiesz!
Na
niewzruszonej do tej pory twarzy Johna wykwitł sarkastyczny uśmieszek. Oparł
ramię o najbliżej stojącą szafę i otaksował Adama z góry na dół, po czym w
końcu postanowił odbić piłeczkę na niekorzyść swojego rozmówcy.
Mówisz, że to ja karmię ją
kłamstwem, tak?- Nie zaczekał na odpowiedz i kontynuował dalej.- Ale to nie ja,
nie mam odwagi na to, by powiedzieć swojej własnej siostrze, że jej ojciec zginął w wypadku, czyż nie?
Z każdym
wypowiedzianym zdaniem zbliżał się coraz bardziej do swojego gościa, by w końcu
stanąć nad nim i spojrzeć na niego z
góry. Ta przewaga jednak nie trwała długo, gdyż Adam szybko podniósł się do
pozycji stojącej i z wrogą miną patrzył na swojego towarzysza.
-Jak śmiesz
wypominać mi rzeczy, których…, zaraz, zaraz a niby skąd masz takie informacje?!
Adam miał wrażenie, że zaraz nie wytrzyma i
po prostu rzuci się na Janka z pięściami. Do tej pory powstrzymywał się dla
cennych informacji…, i w myślach stwierdził, że się powstrzyma choćby ręce
miały mu płonąć od chęci przywalenia w jego twarz. Puścił jego koszulkę, którą
nie wiadomo kiedy złapał i do tej pory ściskał, po czym wycofał się tak daleko
na ile pozwalało mu łóżko, przed którym stał.
-Mam swoje
sposoby…- powiedział i posłał mu tajemniczy uśmieszek, by za chwilę kontynuować
swoją wypowiedź.
-Z tego,
czego się domyśliłem oraz z tego, co wykrzyczałeś przyszedłeś tu, by dowiedzieć
się dlaczego nie mówię po polsku w obecności twojej siostry, prawda? Ponownie nie dał mu czasu na odpowiedź, lecz
tym razem zatracił się w swojej opowieści, która miał nadzieję, że wyjaśni
wszystko Adamowi.
Opowiedział o tym, że kiedy jeszcze mieszkał
w Polsce został adoptowany przez niesamowicie bogatą rodzinę, po tym jak został
odebrany jego biologicznym rodzicom przez to, że nie potrafili się nim zająć i
nadużywali alkoholu, z racji tego, często w ciężkim stanie trafiał do szpitala,
bo „spadł ze schodów”. Gdy w końcu
wyszedł z sierocińca myślał, że teraz na pewno będzie inaczej, że już nikt
nigdy go nie skrzywdzi i zawsze będzie kochany.
I tak było. Janek był przeszczęśliwy, że mógł
zostawić za sobą swoją przeszłość, a gdy rodzice powiedzieli mu, że
przeprowadzają się do Wielkiej Brytanii ze względu na pracę, mało brakowało i
by się popłakał ze szczęścia.
Gdy mieszkał już tam jakiś czas, wymyślił,
że aby zupełnie odciąć się od swoich korzeni nie będzie już używał swojego
ojczystego języka. Po dłuższych prośbach i tłumaczeniach w domu zapanowała
zasada, że wszyscy domownicy będą się porozumiewać jedynie w języku angielskim.
Pasowało mu to, czuł się rozumiany.
Aż do czasu, gdy rodzice powiedzieli, że
muszą na kilka tygodni wrócić do polski. Prosił, błagał, robił wszystko żeby
tylko móc zostać tutaj na czas nieobecności jego opiekunów. Nic nie skutkowało.
Twierdzili, że jeszcze nie jest gotów, by na tak długi okres czasu zostać
samemu w wielkim mieście.
Skończyło się na tym, że pojechał. Gdy
stwierdził, że w domu nic go nie trzyma i postanowił się przejść, po kilku
godzinach spaceru trafił na dyskotekę, w której poznał Adama.
Gdy wrócili do Wielkiej Brytanii, jego
rodzice nieoczekiwanie dostali propozycję awansu, którą bez zastanowienia przyjęli.
Niestety wiązało się to z częstymi wyjazdami służbowymi po całym kraju oraz po
za jego granice. Początkowo obawiali się zostawiać syna samego, bali się, że
coś może się stać ich jedynemu dziecku. Po wielu godzinach obmyślania planów, stwierdzili,
że dopóki nie będzie wystarczająco odpowiedzialny jedno z nich będzie z nim
zostawało.
Teraz
wyjeżdżali tak często, że Jan przyzwyczaił się do tego, że jest sam. Dlatego
okłamał Iwę. Nie chciał, by wiedziała, że jego rodzice z kochających opiekunów
zamienili się w chorobliwych pracoholików. Nie to, że już go nie kochają. Po
prostu nie okazują mu tego aż tak często jak kiedyś…, a on po prostu pragnie
odrobiny uwagi…
Po
zakończeniu całej historii nastało milczenie. Żaden z nich nie chciał się
odezwać, lub po prostu nie potrafił dobrać odpowiednich na tę chwilę słów. Było
tak cicho, że gdyby chcieli, spokojnie mogliby usłyszeć przelatującą po pokoju
muchę. Minuty mijały, a oni milczeli. Milczeli i wpatrywali się w siebie, jakby
wszystko to, co chcieli przekazać sobie nawzajem mieli wypisane na twarzach.
-Ja…, ja…, wybacz, że tak na ciebie
naskoczyłem nie znając przyczyn twoich wyborów.- Musiał coś powiedzieć. Inaczej
by nie wytrzymał, a to było pierwsze o czym pomyślał.
Gdy
tak przyglądał się strukturze swoich spodni, jego wzrok przykuł zegarek
znajdujący się na lewym nadgarstku. Dochodziła godzina trzynasta. To
niewiarygodne, że spędził tu tyle czasu, zupełnie nie odczuwając jego upływu.
-Wydaje mi się, że…, muszę już
wracać.- Już drugi raz tego dnia podrapał się po szyi wyrażając tym gestem
swoją niepewność.- Iwa pewnie na mnie czeka…
Zanim
wyszedł z pokoju zerknął jeszcze przez ramię na stojącego za nim chłopaka i
posłał mu smutne spojrzenie. Gdy jedną nogą był już po drugiej stronie drzwi, zdołał
jeszcze usłyszeć ciche pytanie Jana:
-Powiesz jej, o tym, czego się
dzisiaj dowiedziałeś?- Głos miał zachrypnięty jakby niedawno płakał. Nie
odwracając się, Adam przymkną oczy i powiedział równie cicho:
-Sam jej to powiesz.- I wyszedł
zamykając drzwi. Nie oglądał się za siebie, jedynie przy wyjściu krzyknął
krótkie pożegnanie. Wracał do domu zdeterminowany i pewny tego, że chce
powiedzieć siostrze o tragedii, jaka spotkała jej ojca. Tym razem stresował się
jeszcze bardziej niż przed rozmową sprzed kilku chwil, ale wmawiał sobie, że to
normalne. Przed ogłoszeniem takich wieści po prostu nie da się zachować
spokoju. W tym momencie podziwiał wszystkich lekarzy, którzy po nieudanej
operacji, czy też próbie uratowania człowieka musieli ogłosić rodzinie
czekającej na korytarzu tragiczne wieści. Tak się właśnie czuł. Jak lekarz,
który idzie obwieścić śmierć pacjenta rodzinie.
Tym razem to on czekał na nią. Nie było jej
jeszcze długo po tym, jak wrócił od Jana. Czekał i czekał, a jej dalej nie
było. Czy ona nie miała iść tylko do sklepu? Może się zgubiła, tak jak wtedy,
gdy poznała Janka? To było prawie miesiąc temu…, już tak długo tu mieszkają, a
on czuje się, tak, jakby dopiero wczoraj dostał list z biletem na samolot.
Gdy minęła już prawie godzina, usłyszał
ciche kroki w korytarzu. Początkowo myślał, że to złodziej, ale szybko wybił to
sobie z głowy. Bo jaki do diaska złodziej płacze? Ciche szlochanie sprawiło, że
zwlókł się z wygrzanego miejsca na kanapie i ruszył w stronę nieprzerwanego dźwięku.
Na pierwszym schodku prowadzącym na piętro
zauważył swoją siostrę. Miała głowę ułożoną na kolanach i tępo wpatrywała się w
ścianę po swojej lewej stronie, a po jej policzkach nieustannie ciekły łzy. Gdy
ją tak zobaczył momentalnie go zamurowało. Dowiedziała się o ojcu? Co innego
mogłoby sprawić, że tak podle by się poczuła? Małymi kroczkami zmierzał ku
zapłakanej siostrze, by poznać przyczynę jej nastroju. Musiał przyznać, że chyba
ostatni raz widział ją w tak „opłakanym” stanie pod koniec szóstej klasy, gdy
musiała rozstać się ze swoją najlepszą przyjaciółką, która wybierała się do
gimnazjum w zupełnie innym miejscu. Gdy był już wystarczająco blisko postanowił do niej przemówić.
-Jak się dowiedziałaś?- Mówił cicho, delikatnie, tak, jakby mówił do
małego dziecka. Odwróciła się w jego stronę, a z jej oczu wypłynęło kila
srebrzystych łez. Przez myśl mu przeszło, że jest prawie idealną kopią ich matki.
-Jak długo wiedziałeś? Kiedy ci powiedział?- Zupełnie zignorowała jego pytanie i popatrzyła na niego z zarzutem. Kiedy ci powiedział? Ale kto? Czyli jednak wie...
-Wydaje mi się, że ponad tydzień...- Skierował swój wzrok na skuloną postać przy schodach. Policzki Iwy zaczerwieniły się jeszcze bardziej. Adam nie wiedział, czy to ze złości, czy z nieustannego płaczu i pociągania nosem.
-Tydzień?! I nic mi nie powiedziałeś! Przecież..., przecież...- wybuchła, po czym jej twarz pokryła się jeszcze większą ilością łez.
-Nie chciałem cię zranić, przecież wiem, jak blisko ze sobą byliście.- mówił opanowanym tonem. Nie chciał podnosić głosu, niepotrzebnie się denerwować. Musiał z nią o tym porozmawiać możliwie jak najdelikatniej, a to, że dowiedziała się sama trochę pokomplikowało sprawy.
-Byliście? O kim ty do cholery mówisz?- Wstała i wierzchem dłoni wytarła mokre policzki; niepotrzebnie, ponieważ cały czas moczyły się na nowo. Adam nawet nie próbował ukryć szoku.
-A o kim TY mówisz?- Popatrzył w jej niebieskie, jak burzowe niebo oczy i dostrzegł w nich przerażenie w najczystszej postaci.
-O tym parszywym, kłamliwym...!, a o kim innym? Spotkałam go, jak wracałam z zakupów. Powiedział, że musi ze mną porozmawiać... iii..., dowiedziałam się, że cały czas mnie okła-okłamywał...- Ponownie usiadła na stopniu i schowała twarz w dłonie.
-O kur...- Ledwie powstrzymał się przed dokończeniem tego, jakże trafnego na ten moment przekleństwa. Głowa Iwy wystrzeliła do góry i jej smutny wzrok spoczął na twarzy bliźniaka.
-Co... co jeszcze mu-muszę wiedzieć?- wychlipała, a jej nie pomalowane policzki przyjęły kolejną porcję słonych łez.
-Ja, ja nie wiem, czy to jest odpowiedni moment, by ci o tym powiedzieć...- Popatrzył błagalnie na siostrę, w nadziei, że zrozumie jego niemą prośbę.
-Adam, co się stało?- Spoważniała, i popatrzyła na brata szklanymi oczami.- Coś z mamą?- Zaprzeczył ruchem głowy- Coś, z twoim..., twoim tatą?- Ponowne zaprzeczenie.- Czy... O mój boże, czy coś się stało mojemu tacie?!- Ze spuszczoną głową, wpatrywał się w swoje bose stopy, na które co kilka sekund kapały słone łzy. Tym razem nie Iwy, a jej brata.
-Adam, błagam, powiedz coś!- wykrzyczała, jednocześnie ponownie podnosząc się, by być na równi z bratem.
-Adam..., błagam...- mówiła coraz ciszej, tak, jakby tym razem naprawdę domyśliła się tego, co się stało.
-Adam...?- Jako odpowiedź dostała jedynie sztywne zaprzeczenie.
Coś w niej pękło. Poczuła to,
usłyszała ten przeraźliwy trzask, którym było jej rozdzierające się na dwie
nienadające się do niczego połowy, serce. Miała ochotę wrzeszczeć, rozbić coś,
uderzyć, a może nawet zabić. Nic nie poskromi tego bólu, który właśnie teraz zżera
ją od środka. Otworzyła usta, ale nie mogła wydobyć z nich żadnego dźwięku. Tak
bardzo chciała wykrzyczeć wszystkie długo skrywane żale, cały ból, który w
sobie nosiła, a teraz, gdy przyszła w końcu pora, by się ich pozbyć, jej gardło
związał supeł tak ciasny, że momentami nie dawała nawet rady połknąć śliny.
Podeszła kilka kroków do przodu i upadła
na kolana tak, jakby to wszystko ją przeważyło i przygwoździło teraz do ziemi.
Uderzała pięściami o dywan, płakała, błagała, by to, co teraz się dzieje było
tylko obrzydliwym snem, z którego zaraz się obudzi i pobiegnie zadzwonić do swojego
taty, zapytać jak się ma. Rzeczywistość była jednak zupełnie inna i uderzyła w Iwę z siłą pędzącego pociągu.
-----------------------------------------------
Jaki ten
rozdział był niesamowicie ciężki do napisania! Szczerze mówiąc, myślałam, że
nie podołam i po prostu się poddam, a wam dam do oceny jakiegoś szmatławca. Nie
poddałam się jednak (z czego niesamowicie się cieszę!) i w morzu krwi i
wiadrze łez wylanych przy pisaniu (z tym wiadrem łez, to może troszeczkę
przesadziłam. Ale nie zmienia to faktu, że były!) narodził się ten rozdział, w
którym wszystko jeszcze bardziej się klaruje. Okropnie ciężko pisało mi się
rozmowy między głównymi bohaterami, tak, by miały jakikolwiek sens i oddawały
choć odrobinę emocji, które w danym momencie czuli. Pisałam ten rozdział z
miliardem przerw, ponieważ w niektórych momentach, po prostu nie potrafiłam nic
dalej z siebie wykrzesać i zastanawiałam się, co ja bym zrobiła, gdybym na
przykład zamieniła się z Iwą miejscami. Aż strach pomyśleć!
Oh,
no i jak pewnie zauważyliście, (w końcu) dodałam muzykę, której zalecam posłuchać
w trakcie czytania, bo jak nie opisy, to może ona uratuje nastrój dzisiejszego
rozdziału.
Kończę
już, bo wydaje mi się, że chyba nikt (nawet ja :D) nie lubi czytać tych notek
autora pod koniec lub na początku.
Mirabelka
P.S Wiecie, co? Nawet nie
wiedziałam, że finalna scena może mnie tak poruszyć. Myślałam, że takie rzeczy,
jak wzruszenie na własnym opowiadaniu
się nie zdarzają, a tu BUM. I macie płaczącą Lenę.(Ale uznajmy, że to przez
muzykę, okej?)
P.P.S Z lekkim poślizgiem, ale jest,
może długość wynagrodzi wam czekanie ;)
Komentarze
Prześlij komentarz