Rozdział 4
Dookoła zebrało się pełno gapiów. Na początku nie wiedziałam o co chodzi, lecz po chwili zrozumiałam. Uratowałam jakąś dziewczynkę, tracąc przy tym swoje życie. Chociaż nie, przecież to niemożliwe.
-Słyszy mnie pani?-usłyszałam nieznany mi do tej pory głos. Poczułam też, jak ktoś potrząsa moim całym ciałem. Nie wiem co chciał tym osiągnąć.
-Co? Gdzie...Gdzie jestem?-zaczęłam mówić po polsku, lecz po chwili się opamiętałam i powiedziałam to samo po angielsku.
-Jesteśmy na ulic, na której był wypadek. Uratowałaś życie dziewczynce, przez co naraziłaś swoje.
-Czy... czy ja umarłam?
-Nie, jeszcze nie.-na jego ustach dało się zauważyć lekki uśmiech.
-Jak to jeszcze?-powiedziałam wyraźnie podkreślając ostatnie słowo.
-To taki żart, więc nie masz się czego obawiać. Teraz musimy jechać do szpitala.
-Jak to do szpitala?-mój głos zaczął strasznie drżeć
-No wiesz, trzeba sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku, czy nic nie złamałaś. Rozumiesz, tak trzeba.
-Co z tym dzieckiem?
-Wszystko z nią w porządku. Troczę się poobijała. Więcej strachu niż szkody. Teraz jedziemy do szpitala.
Ratownicy położyli mnie na jakiejś czerwonej "desce", okryli kocem i przypięli do tej deski. Nie mam pojęcie po co ten koc, jak i tak mamy środek lata. No cóż takie procedury. Jechaliśmy krótko, bo chyba tylko pięć minut. Po chwili już byłam badana przez lekarzy. Cały czas pytali się czy coś pamiętam, jak się czuję i tak w kółko. Czasem pytali nawet o datę. Po dwudziestu minutach w końcu mnie odstawili do pustej sali. Nie musiałam długo czekać na sygnał mojego telefonu. Pielęgniarka położyła mi go na szafce przy łóżku więc wystarczyło tylko sięgnąć ręką. Po chwili odebrałam, i usłyszałam znajomy mi głos. Był to nikt inny jak Filip. Trochę mnie to zdziwiło, że to on dzwoni pierwszy, a nie Adam. Może to po prostu zbieg okoliczności, że dzwoni w tym momencie.
-Halo?
-Iwa, słyszałaś o tym wypadku pod apteką?! Masakra, jak można nie dopilnować dziecka do tego stopnia, że siedziało samo na środku ulicy!? I jeszcze ta dziewczyna co ją uratowała!
-Filip?
-Mhm?
-To ja, uratowałam to dziecko.-powiedziałam z wyraźną powagą w głosie
-Jak to?-zapytał wyraźnie zdziwiony. Nie musiałam widzieć jego twarzy, żeby wiedzieć jaką minę zrobił.
-Szłam do apteki, gdy na środku ulicy zauważyłam tą dziewczynkę. Niewiele myśląc wbiegłam tam i ją wzięłam. Chyba nic nam się nie stało.
-A Adam?
-Co Adam?
-No, czy wie o tym?
-Chyba nie, ale lekarze pewnie do niego zadzwonią.
-To dobrze. Przyjść do Ciebie?-jego głos stał się jeszcze cieplejszy niż wcześniej.
-Nie musisz. Mój brat tu pewnie zaraz przyjedzie.-tak naprawdę chce, by tu przyjechał, ale nie będę mu zawracać głowy niepotrzebnym przyjazdem.
-Na pewno? Bo wiesz, że nie mam nic ciekawego do roboty.
-Na pewno.-mimowolnie się uśmiechnęłam, słysząc jak wzdycha do słuchawki. W tym momencie na salę wszedł Adam z dziwną tubką w ręce.
-----------------------------------------------------------------
Witajcie po 5-cio dniowej przerwie! Z racji tego, że wena u mnie nie gości posty będą w poniedziałki i piątki. Mam nadzieję, że wam się podoba. I taki mały spojler:
-Iwa przeżyje :D
Pozdrawiam,
Mirabelka
-Słyszy mnie pani?-usłyszałam nieznany mi do tej pory głos. Poczułam też, jak ktoś potrząsa moim całym ciałem. Nie wiem co chciał tym osiągnąć.
-Co? Gdzie...Gdzie jestem?-zaczęłam mówić po polsku, lecz po chwili się opamiętałam i powiedziałam to samo po angielsku.
-Jesteśmy na ulic, na której był wypadek. Uratowałaś życie dziewczynce, przez co naraziłaś swoje.
-Czy... czy ja umarłam?
-Nie, jeszcze nie.-na jego ustach dało się zauważyć lekki uśmiech.
-Jak to jeszcze?-powiedziałam wyraźnie podkreślając ostatnie słowo.
-To taki żart, więc nie masz się czego obawiać. Teraz musimy jechać do szpitala.
-Jak to do szpitala?-mój głos zaczął strasznie drżeć
-No wiesz, trzeba sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku, czy nic nie złamałaś. Rozumiesz, tak trzeba.
-Co z tym dzieckiem?
-Wszystko z nią w porządku. Troczę się poobijała. Więcej strachu niż szkody. Teraz jedziemy do szpitala.
Ratownicy położyli mnie na jakiejś czerwonej "desce", okryli kocem i przypięli do tej deski. Nie mam pojęcie po co ten koc, jak i tak mamy środek lata. No cóż takie procedury. Jechaliśmy krótko, bo chyba tylko pięć minut. Po chwili już byłam badana przez lekarzy. Cały czas pytali się czy coś pamiętam, jak się czuję i tak w kółko. Czasem pytali nawet o datę. Po dwudziestu minutach w końcu mnie odstawili do pustej sali. Nie musiałam długo czekać na sygnał mojego telefonu. Pielęgniarka położyła mi go na szafce przy łóżku więc wystarczyło tylko sięgnąć ręką. Po chwili odebrałam, i usłyszałam znajomy mi głos. Był to nikt inny jak Filip. Trochę mnie to zdziwiło, że to on dzwoni pierwszy, a nie Adam. Może to po prostu zbieg okoliczności, że dzwoni w tym momencie.
-Halo?
-Iwa, słyszałaś o tym wypadku pod apteką?! Masakra, jak można nie dopilnować dziecka do tego stopnia, że siedziało samo na środku ulicy!? I jeszcze ta dziewczyna co ją uratowała!
-Filip?
-Mhm?
-To ja, uratowałam to dziecko.-powiedziałam z wyraźną powagą w głosie
-Jak to?-zapytał wyraźnie zdziwiony. Nie musiałam widzieć jego twarzy, żeby wiedzieć jaką minę zrobił.
-Szłam do apteki, gdy na środku ulicy zauważyłam tą dziewczynkę. Niewiele myśląc wbiegłam tam i ją wzięłam. Chyba nic nam się nie stało.
-A Adam?
-Co Adam?
-No, czy wie o tym?
-Chyba nie, ale lekarze pewnie do niego zadzwonią.
-To dobrze. Przyjść do Ciebie?-jego głos stał się jeszcze cieplejszy niż wcześniej.
-Nie musisz. Mój brat tu pewnie zaraz przyjedzie.-tak naprawdę chce, by tu przyjechał, ale nie będę mu zawracać głowy niepotrzebnym przyjazdem.
-Na pewno? Bo wiesz, że nie mam nic ciekawego do roboty.
-Na pewno.-mimowolnie się uśmiechnęłam, słysząc jak wzdycha do słuchawki. W tym momencie na salę wszedł Adam z dziwną tubką w ręce.
-----------------------------------------------------------------
Witajcie po 5-cio dniowej przerwie! Z racji tego, że wena u mnie nie gości posty będą w poniedziałki i piątki. Mam nadzieję, że wam się podoba. I taki mały spojler:
-Iwa przeżyje :D
Pozdrawiam,
Mirabelka
Komentarze
Prześlij komentarz