Rozdział 16
Nieobecnym wzrokiem
wpatrywała się w biały sufit. Leżała tak już dobrych kilka godzin, a może nawet
i dni. Wszystko przestało mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie odkąd została
oszukana przez własnego brata i kogoś, kogo uważała za swojego przyjaciela. Nie
wiedziała, czy zdoła się po tym pozbierać. Nie wiedziała, czy na jej twarz
kiedykolwiek powróci uśmiech, czy kiedykolwiek będzie mogła żyć tak, jakby nic
się nie stało.
Leżała już tak długo, że nie zauważyła, gdy drzwi do jej pokoju
nieznacznie się uchyliły, a do środka wszedł jej brat. W jednej ręce trzymał
tacę, na której leżał talerz z jedzeniem, a w drugiej miał kubek z czymś parującym.
Postawił wszystko na etażerce, po czym usiadł na łóżku. Schował twarz w
dłoniach i nie patrząc na siostrę zaczął mówić.
-Iwa, tak sobie myślę,
że powinniśmy wrócić do Polski. Nie na zawsze, ale choćby na chwilę…- Dalej
siedział nieruchomo.
Dziewczyna jakby się ożywiła, uniosła się na łokciach i spojrzała
na plecy brata.
-Ja… Też o tym
myślałam.- odparła, by po chwili opaść bez sił na łóżko. Adam spojrzał na nią
kontem oka, po czym odwrócił się do niej twarzą.
-Mój ojciec załatwił
nam bilety. On też poleci.- Na jego twarz wpłynął smutny uśmiech.- Wylot jest
jutro o 5:17. Kojarzysz to lotnisko, na którym byliśmy, kiedy Filip i Ania
wylatywali? No, to tam spotykamy się z moim ojcem o 4:30.- Potarł kark ręką.-
Wolałbym być jeszcze wcześniej, ale ojciec mówi, że powinniśmy się wyrobić.-
Rzucił siostrze ostatnie spojrzenie, a po chwili wstał z łóżka i skierował się
w stronę drzwi.
-Adam? Ja... Dziękuję.
Podziękuj też swojemu ojcu za bilety.- powiedziała patrząc bratu prosto w oczy.
Mógł dostrzec, jak jedna pojedyncza łza spłynęła po jej policzku i spadając
zakończyła swoją wędrówkę na pościeli. Nie wiedzieć czemu, na myśl przyszło mu,
że przypomina teraz mitologiczną boginię Demeter, która straciła swoją córkę.
Wydawało mu się, że na policzkach ma takie same wyżłobienia po łzach jak
bogini. Posłał w jej stronę coś na kształt uśmiechu, po czym wyszedł z pokoju.
Gdy zamknął za sobą drzwi,
z jego ust wydobyło się ciche westchnienie ulgi. Myślał, że Iwa zniesie tą
rozmowę dużo gorzej. Na początku bał się wchodzić do jej pokoju, ale gdy
przeszedł próg nie było już odwrotu.
Po wejściu do swojego pokoju wyjął telefon z
tylnej kieszeni spodni i napisał krótką wiadomość do ojca, informując go, że
siostra zgodziła się na tymczasowy powrót do Polski.
Jeszcze tego samego wieczoru Iwie udało się w końcu zejść z łóżka
i udać pod prysznic. Musiała w końcu zmyć z siebie to cierpienie, które czuła
przez ostatnie dwa dni. Gdy patrzyła w lustro, miała wrażenie, że postać, która
się w nim odbijała była zupełnie inną osobą, niż ta, którą znała do tej pory. Zwykle uśmiechnięte usta zostały zastąpione
grymasem bólu, świetlista cera poszarzała, a pod oczami pojawiły się wielkie
sińce, których nie sposób było zakryć. Ciemne, dotychczas zadbane włosy też
jakoś zmarniały. To, że nie były czesane przez te dwa dni źle na nie wpłynęło.
Oczy jednak ucierpiały najbardziej. Piękny, szafirowy odcień
wydawałoby się, że wyblakł, a oczy, które biły radością teraz były przepełnione
bólem tak wielkim, że nie sposób było go wyrazić słowami.
Gdy po trzydziestu minutach w końcu wyszła z pod gorącego
prysznica, poczuła wielką ulgę. Jakby, chociaż część ciężaru, który ostatnimi
czasy spadł na jej barki, zniknęła. Stanęła przed lustrem i flegmatycznym
ruchem sięgnęła po szczotkę stojącą w czymś na kształt wazonu, by po chwili tak
samo powoli zacząć rozczesywać swoje splątane włosy. Po skończonej czynności,
dziewczyna odłożyła przedmiot na swoje miejsce, i tym razem sięgnęła po
szczoteczkę do zębów, by dokładnie je wyszczotkować.
Po skończonej wieczornej toalecie wróciła do pokoju i przebrała
się w wygodną piżamkę. Z wysokiej półki w szafie wyjęła swoją walizkę i zaczęła
pakować najpotrzebniejsze rzeczy na jutrzejszy wyjazd. Nie wiedziała na jak
długo tam zostaną, dlatego zapobiegawczo wzięła trochę więcej ciuchów.
Zapakowaną walizkę postawiła zaraz przy drzwiach swojego pokoju,
tak, by w pośpiechu o niej nie zapomnieć. Przygotowała sobie jeszcze mały,
podręczny plecak, do którego schowała portfel z dowodem, lekarstwa, chusteczki
do nosa i słuchawki. Podpięty do ładowarki telefon zostawiła na szafce, tak, by
dopiero rano w pełni naładowany przedmiot wsadzić do plecaka.
Gdy tylko myślała o tym, co czeka ją po przylocie do rodzinnego
miasta, w sercu czuła nieprzyjemne kłucie. Obawiała się przybycia na cmentarz i
znalezienia grobu z imieniem i nazwiskiem swojego ojca. Wiedziała, że kiedyś w
końcu będzie zmuszona pochować swojego ojca i matkę, ale nie spodziewała się,
że dla tego pierwszego czas będzie tak mało łaskawy.
Przed samym snem chciała jeszcze posprzątać w pokoju, dlatego
wcześniej przyniesioną tacę i kubek postanowiła odnieść do kuchni. Gdy
wychodziła z pokoju, wydawało jej się, że słyszy ciche łkanie w pokoju obok.
Podeszła bliżej drzwi i przyłożyła ucho do chłodnej powierzchni w celu
nasłuchiwania jakichkolwiek dźwięków. Nie przesłyszała się. Adam faktycznie
płakał. Gdy usłyszała skrzypienie materaca, jak oparzona odsunęła się od drzwi
i przystanęła przy schodach. Nikt nie wyszedł z pokoju, jedynie dało się
słyszeć jak coś szklanego upadło na podłogę i najprawdopodobniej się potłukło.
Starając się nie zawracać sobie głowy
hałasami w pokoju brata, Iwa w końcu odniosła kubek i tacę do kuchni. Gdy już
wracała powrotem do swojego pokoju, na korytarzu było na powrót tak cicho, że
dało się słyszeć bzyczenie muchy, która latała gdzieś pod sufitem.
*Kilka
godzin później, w samolocie*
Do lądowania w Polsce zostało jeszcze około półtorej godziny. Nie
chcąc niepotrzebnie się nudzić, Iwa zaczęła przeglądać jakiś magazyn, który
wzięła ze sobą, gdy wracała z toalety. Nie był szczególnie ciekawy. „Gorące ploteczki ze świata gwiazd”,
niezbyt zainteresowały dziewczynę, lecz ta niezrażona, odłożyła gazetkę na
wolne miejsce obok i ze swojego plecaka wyjęła słuchawki i telefon, by
posłuchać muzyki. Włożyła słuchawki do uszu i włączyła swoją ulubioną play
listę.
Słuchając tak tych wszystkich utworów starała się wyobrazić
sobie, że wcale nie wracają do polski po to, by „odwiedzić” grób jej ojca, a po
prostu jadą odwiedzić jakąś ciotkę, o której istnieniu sobie niedawno
przypomnieli. Próbowała to sobie wmówić od momentu wyjścia z domu, kiedy to
rześkie, jeszcze chłodne poranne powietrze uderzyło ją w twarz. Ten dzień dla
Londynu zapowiadał się wyjątkowo upalnie. Każdy program informacyjny czy gazeta
rozwodził się nad tym, że tegoroczne lato jest wyjątkowo hojne dla mieszkańców
wyspy, czego próbkę Iwa miała do zasmakowania w ostatnich tygodniach.
Korzystając z tego, że krzesło za nią było
zupełnie puste, tak samo jak prawie cały jej rząd, postanowiła delikatnie
odchylić do tyłu oparcie krzesła, tak by jeszcze bardziej zrelaksować umysł
przed tym, co ją czeka za kilka godzin.
Gdy w samolot w końcu wylądował u swojego celu, Iwa wbiła się w
fotel z przerażeniem obserwując pasażerów zbierających się do opuszczenia
pokładu. Zdała sobie sprawę z tego, że
właśnie przyszedł czas na zmierzenie się z rzeczywistością, a nie dryfowanie w
błogiej nieświadomości. Ze stanu zamyślenia wyrwało ją lekkie szturchnięcie.
Przerażona, szybko odwróciła głowę w tamtą stronę, spodziewając się zobaczyć
członka załogi, który zaniepokojony jej przedłużającym się pobytem na miejscu
postanowił zareagować. Na swojej drodze napotkała jedynie ciepły uśmiech
mężczyzny, którego znała już od dłuższego czasu, a który był ojcem jej brata.
Zdjął dłoń z jej ramienia i wskazał na otwarte drzwi, sugerując jedynie tyle,
że i ona powinna się zbierać do wyjścia. Coraz bardziej przerażona
nadchodzącymi wydarzeniami, wygrała wewnętrzną walkę z samą sobą, wstała z
siedzenia i ruszyła do wyjścia z samolotu. Miała wrażenie, że bijące serce
zaraz połamie jej żebra. Biło tak mocno i głośno, że wydawało jej się, ze
słychać je nawet kilka metrów dalej.
Gdy udało im się załatwić całą sprawę z bagażem, udali się do
hotelu, w którym ojciec Adama złożył rezerwację. Jak się okazało, był to jeden
z droższych hoteli w okolicy, ale czego innego można się było spodziewać po
mężczyźnie, który bez niczego oddaje swój dom nastolatkom. Przynajmniej tyle,
że nie musi spać z Mikołajem w jednym pokoju. Sam fakt, że dzieli pomieszczenie
nawet ze swoim bratem okrutnie ją przytłaczał.
Na cmentarz postanowiła udać się dopiero wieczorem, gdyż po kilku
godzinnej podróży chciała nabrać sił przed tym, co nieubłagalnie się zbliżało.
Gdy ułożyła głowę na białej puchowej poduszce, nie musiała długo czekać na sen,
który w tej chwili był dla niej wybawieniem.
Gdy w końcu się obudziła na tarczy zegara widniała godzina 13:17.
Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzała się po pomieszczeniu i zorientowała się, że
jest sama. Szybko zeszła z łóżka i po wstępnym ocenieniu swojego wyglądu w
lustrze wyszła z pokoju, po drodze zabierając tylko mały plecak i kartę do
drzwi. Żwawym krokiem udała się do wyjścia z hotelu, a gdy w końcu uderzyła w
nią fala sierpniowego powietrza poczuła się o stokroć lepiej. Wpatrując się w
niebo, ruszyła znajomą ścieżką do parku, który zawsze odwiedzała, gdy gnębił ją
jakiś problem. Gdy tak szła przez rodzinne miasto, wydawało jej się, że każdy,
kogo mija krzywo na nią patrzy. Czy to dlatego, że tak wiele osób znało jej ojca
i teraz jej współczują, a może po prostu wszystko jej się tylko wydaje? Nie
wiedział. Ze spuszczoną głową szła przed siebie, co chwile starając się wyminąć
śpieszących gdzieś przechodniów. Jej się nigdzie nie śpieszyło. Miała czas,
bardzo dużo czasu. Momentami nawet chciała go komuś odsprzedać, tylko po to, by
znalazł jej jakieś zajęcie, które sprawi, że przestanie myśleć o otaczającej ją
rzeczywistości i zajmie się pracą.
Gdy w końcu udało jej się dotrzeć do parku, z radością
stwierdziła, że nikogo w nim nie ma. Fakt, jest dość daleko od miasta, ale
zwykle, gdy tu przychodziła ktoś zajmował jedną z ławek. Postanawiając skorzystać
z okazji, dziewczyna przekroczyła furtkę, która oddzielała teren parku od
reszty miasta, i udała się pod jedno z większych drzew, by tam wygodnie się
rozłożyć i w spokoju móc obserwować chmury.
/Retrospekcja/
-Adaś,
patrz! Ta chmura wygląda jak ten misiek, którego dostałeś od wujka!- krzyczała mała,
roześmiana brunetka, o szafirowych oczach, w których można było dostrzec
radosne iskierki.
-Haha, faktycznie!
Iwa, a ta, kogo ci przypomina?- powiedział drobny blondyn o kasztanowych oczach
wskazując palcem na niebo.- Bo mi, kojarzy się z naszą mamą!- roześmiał się
blondyn.
-Adaaam!
Nie możemy się tak naśmiewać z mamy, kiedy jej tu nie ma.- Dziewczynka lekko
spoważniała, po czym szturchnęła brata w ramię, by po chwili ponownie śmiać się
z przeróżnych kształtów chmur.
-Czego mama
nie słyszy, to jej nie zaboli!- krzyknął chłopiec, po czym wystawił siostrze
język.
-Kiwi, a co
ty na to, żeby pobawić się w berka, jak będziemy wracać do domu?- Wyszczerzył
się w stronę małej brunetki.
-Adaś!
Mówiłam ci, żebyś nie mówił na mnie Kiwi! Mam na imię Iwa, nie Kiwi!- krzyknęła
zbulwersowana dziewczynka, po czym żwawym krokiem ruszyła w stronę wyjścia z
parku.
-Iwa, nie
obrażaj się! Dobrze wiesz, że od twojego imienia nie ma żadnego fajnego
zdrobnienia, a wymyślając to, musiałem wykazać się kreatywnością! Jako moja
siostra, powinnaś to docenić!- powiedział blondyn, ruszając za swoją siostrą.
/Koniec
retrospekcji/
Kiwi. Już nie pamięta, kiedy ostatni
raz tak do niej powiedział. Gdy dziewczyna zorientowała się, że słońce powoli
kończy swoją wędrówkę na niebie, z przerażeniem spojrzała na zegarek na dłoni,
by odkryć, że jest już 18:43. Szybko poderwała się do góry, przez co lekko zakręciło
jej się w głowie i musiała się przytrzymać drzewa, które rosło obok. Po raz
kolejny tego dnia zalała ją fala stresu, który był spowodowany nadchodzącymi
wydarzeniami. Jeśli dobrze pamięta, ojca pochowali na cmentarzu, który znajduje
się 15 minut od miasta, w którym aktualnie przebywa. Postanowiła udać się na
przystanek autobusowy, by sprawdzić, czy dzisiaj będzie jej dane odwiedzić
swojego ojca. Ku jej szczęściu, zaraz po dotarciu na miejsce okazało się, że
ostatni autobus do pobliskiego miasta odjeżdża dokładnie za 10 minut. Nie
martwiła się o powrót. Jeśli będzie musiała, to wróci na piechotę. Usiadła na
ławeczce, po czym włożyła słuchawki do uszu, by zatracić się w muzyce i po raz
kolejny móc przemyśleć sytuację, w której się znalazła.
Gdy po około 40 minutach wreszcie
stała przed celem swojej podróży, totalnie ją zamurowało. Była tak przerażona,
że czuła się, jakby ktoś przykleił ją do podłoża. Gdy wreszcie pokonała pierwszy
strach, udała się w stronę czarnej, mosiężnej bramy z sercem w gardle. Miała
wrażenie, że czas stanął w miejscu, dając jej możliwość przyzwyczajenia się do
sytuacji. Gdy wreszcie przekroczyła ‘barierę’, nogi same poprowadziły ją na
niedawno wybudowaną część cmentarza, po której błądziła chwilę, by wreszcie móc
znaleźć cel swojej podróży. Grób jej ojca, chyba jako jedyny na całym cmentarzu
wykonany był z piaskowca. Z każdym krokiem jej strach malał, a gdy zobaczyła,
jak jej ojciec uśmiecha do niej ze zdjęcia na nagrobku, lęk całkowicie ją
opuścił.
Usiadła na ławeczce obok, po czym z
lekkim uśmiechem na twarzy wpatrzyła się w portret swojego ojca.
-Cześć, tato.- przemówiła lekko
ochrypniętym głosem.- Dawno się nie widzieliśmy, prawda?- Pierwsza łza spłynęła
po jej policzku.
-Mam nadzieję, że u ciebie w
porządku, bo u mnie, jak pewnie widzisz, kiepsko.
Nie obchodziło jej, to, że ktoś może teraz patrzeć na nią jak na
wariatkę. Miała to daleko w nosie. Przyszła tu porozmawiać ze swoim tatą, kimś,
kogo kocha nad życie.
-Tysiące razy układałam
sobie w głowie, co powiem, kiedy w końcu tu przyjdę, ale kiedy w końcu do tego
doszło, wszystko to, co układałam przez tyle czasu gdzieś uleciało. Pewnie
wiesz o tym, co się stało między mną, a Adamem, prawda? Po co zadaję głupie pytania!
Przecież teraz, wiesz wszystko.- Pozwoliła sobie lekko się zaśmiać, tylko po
to, by nie uronić więcej łez.
-Wiesz, strasznie mi
głupio za to, że odkąd mieszkamy w Londynie tak się na ciebie wypięłam. Zachowałam
się, jak wyrodna córka, zdaję sobie z tego sprawę, ale kiedy tam
przylecieliśmy, poczułam się jak ptak, którego ktoś kiedyś zamknął w klatce i
dopiero po jakimś czasie, gdy znudziło mu się jego śpiewanie – wypuścił na wolność.
To był dla mnie nowy start, miałam pewność tego, że nikt mnie tam nie zna! Byłam
tam taka szczęśliwa! Aż pewnego dnia, nie przyszedł do nas ojciec Adama.
Znaliście się, prawda? Od tamtego momentu, spędzałam coraz mniej czasu z
własnym bratem. A bo to tatuś go gdzieś zabiera, a bo to tatuś chciałby mu kogoś
przedstawić. Starałam się to zaakceptować, bo przecież, gdy mieszkaliśmy w Polsce,
to ja mogłam spędzać czas ze swoim tatą, ale nie potrafiłam!- Fala łez zalała
zaróżowione policzki dziewczyny.
-Tak strasznie mi cię
wtedy brakowało! Bałam się do ciebie choćby zadzwonić, bo przecież nie pożegnałam
się z tobą, gdy wyjeżdżałam z Polski. Było mi tak cholernie głupio! Wstydziłam
się tego, że się do ciebie nie odzywałam, a to, że ty też nie dzwoniłeś i nie
pisałeś utwierdziło mnie w przekonaniu, że jesteś zły o tą sytuację.- Iwa uklęknęła
przy grobie swojego ojca, by po chwili oprzeć się o płytę czołem i zacząć
głośno szlochać.
-Nie byłam gotowa na to
wszystko! Nawet nie wiem, jak to się stało, że już nigdy nie będę mogła się do
ciebie przytulić! Nie dane mi było się nawet z tobą pożegnać.- wyszeptała z
ogromnym żalem w głosie.
Kilka minut później, gdy
dziewczyna wreszcie się uspokoiła, można było usłyszeć jej ciche słowa:
-Przepraszam cię, tato. Tak bardzo cię kocham!
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ja też was przepraszam.
Ponad pół roku było tutaj tak pusto, a ja, mając tego świadomość, przedłużałam
tylko czas pisania rozdziału. Nie ukrywam, był on cholernie trudy do napisania,
a i tak mam wrażenie, że spaprałam finałową scenę (rozdziału, nie opowiadania 😉). Jeśli dam radę, to następny post nie będzie
rozdziałem 17, a czymś, co chciałam wam powiedzieć już jakiś czas temu. Można powiedzieć,
że to będzie główny powód, dla którego rozdziały są tak rzadko. Nie
przedłużając, mam nadzieję, że się wam podobało, i do następnego,
Mirabelka.
Komentarze
Prześlij komentarz